Pewnego dnia, dajmy na to 14 marca (wtorek) o godzinie 23:25 (prawie środek nocy/czas najlepszej zabawy na imprezie/czas rzygania tych mniej doświadczonych w imprezach) przyszło zamówienie z pewnego portalu aukcyjnego/zakupowego (raju płci pięknej). Ot zwykłe zamówienie z dostawą do paczkomatu. Sklep jest otwarty od 10:00 (polityka galerii handlowej, choć prawdę mówiąc nikomu nie chce się wcześniej wstawać). W związku z godziną otwarcia, wszystkie wieczorne i nocne zamówienia są gotowe ok. godziny 11:00 (jest to godzina, o której nie zamierzam więcej dzwonić do @FR, bo ostatnio kolegę obudziłem;) - tak, piszę to z zazdrości). Ponieważ kurier InPostu nie należy do najmłodszych (reprezentuje przeciętny wiek ochroniarzy w sklepach), a paczkomat jest położony na parkingu galerii, paczki osobiście zanoszę ja lub pracownicy, właśnie do wspomnianego paczkomatu. Ot, chcemy ułatwić pracę kurierowi, który przypada na nasz rejon. O godzinie 11:20, 15 marca (środa) paczka wdzięcznie została ułożona w żółtej maszynie. Przesyłki InPost, według moich doświadczeń, należą aktualnie do najlepszych w kraju, czego dowodem było dostarczenie zamówienia będącego bohaterem tej opowieści o godzinie 7:12, 16 marca (czwartek, jeszcze przed powrotami z imprezy do domu). Taki obrót spraw zwykle cieszy: mnie, pracowników, kuriera oraz klienta. W sumie, nie byłoby w tym żadnej historii, bo sprawy potoczyły się dosyć standardowo. Klient odebrał paczkę i zapewne zaczął czym prędzej drukować kolejne koty kalibracyjne.
Tu zaczyna się historia - całą radość i przeświadczenie o spełnieniu swych obowiązków pracowniczych prawidłowo zburzył mail dostarczony 18 marca (niedziela), o godzinie 23:48. Ten mail, odczytany o 10:04 dnia następnego (19 marca, poniedziałek) zaburzył pracę sklepu. Pracownik będący na porannej zmianie 15 marca został wezwany na dywanik do prezesa, celem wytłumaczenia zaistniałej sytuacji oraz powodu niepełnej satysfakcji klienta (wszak zamówił rewelacyjny towar). Pech chciał, że tego dnia byłem to ja. Po przeanalizowaniu zamówienia i historii podróży przesyłki, został zmieniony mój zakres obowiązków pracowniczych. Mianowano mnie heroldem. Czem prędzej osiodłałem konia i kłusem pośrednim – nieco szybszy od kłusa roboczego - pognałem do klienta aby jako mistrz ceremonii i strażnik poprawności realizacji zamówień zapytać:
Jako, że szanowny klient, wzruszywszy ramionami, nakazał służbie zamknąć drzwi przybytku, powróciłem do sklepu drżąc o życie. Z tego oto powodu wszystkie paczki paczkomatowe, dnia 19 marca (nie lubię poniedziałków) zostały dostarczone do żółtej skrzyni otchłani o 11:23, burząc panujący ład i porządek.czemuż to jaśnie szanowny Pan ocenił szybkość zamówienia na 4 z 5 gwiazdek Wyatta Earpa,
ponadto z jakiegoż to powodu, nie był jaśnie szanowny Pan ukontentowany jakością wszystkomającego opisu aukcji?!
Wobec powyższego, mam pytanie: jaki czas dostawy, zamówienia złożonego na 10 minut przed przeminą naszej obsługi w wilkołaki, satysfakcjonuje dzisiejszych klientów?! Bo ja chyba czegoś nie rozumiem, albo ewolucja mnie przeoczyła i jestem zacofany. Jeśli składacie zamówienie w nocy z 14 na 15 marca, to kiedy oczekujecie przesyłki?
Co ze mną jest nie tak?!
Moje proste pytanie postanowiłem okrasić barwną opowieścią, wplatając wątki humorystyczne, mające na celu bawić osoby z równie dziwnym poczuciem humoru co ja. O ile tekst można traktować z przymróżeniem oka, o tyle pytanie zadaję całkiem poważnie, bo historia miała miejsce, jedynie data została wzięta z głowy, żeby owy klient nie poczuł się urażony i dotknięty wywlekaniem historii jego zamówienia na forum publiczne.