Cześć,
Moje cudowne RaspberryPi zasiliłem z drukarki, ale czasem przy starcie wieszało się.
Uznałem, że najlepiej będzie zasilać ze stabilizatora liniowego i kupiłem gotowca na LM317
- LM317
Stabilizator podłączyłem do przetwornicy, która pierwotnie zasilała RPi - stabilizator usmażyłby się, gdyby brał napięcie z zasilacza drukarki.
Jednak okazało się, że przy starcie RPi bierze więcej prądu, napięcie na stabilizatorze przez sekundę spada do 4,5 V i choć szybko wraca do zadanego, to RPi krzyczy alarmem, że woltów jest za mało.
Alarm można wyłączyć by się nie pojawiał, ale jak się coś skaszani, to też się nie pojawi...
Podłączyłem więc RPi po staremu - prosto do przetwornicy. Problem jednak był w tym, że przetwornica nie była już ustawiona na 5V, ale na 7,6...
A to dlatego, że stabilizator liniowy brał energię z przetwornicy. On bierze drobną marżę liczoną w woltach.
RPi tej nadwyżki nie zdzierżyło...
Po krótkim romansie z RPi nie chciałem już wracać do tego dziadostwa:
- MKS H43
Jest efektowne, ale zabugowione.
Podłączyłem ekranik Enderowy. Oznaczało to kompilowanie nowego Marlina.
Przy okazji zrobiłem jakieś inne korekty.
Jednak mając oczy załzawione
po stracie RPi, zrobiłem literówkę, a właściwie kilka.
Wyrżnąłem więc dyszą o stół
- w PEI mam teraz rowek długości 10cm i wstawiłem zapasową dyszę. I zamówiłem ich więcej...
Morał?
Trzeba słuchać dobrej stolarskiej rady: "zmierz pięć razy, abyś ciął tylko raz".
A w chwili emocji posiedzieć spokojnie w kąciku.
pozdrawiam, Tomek
P.S. Do durnego wyświetlacza musiałem wrócić na chwilę, do LCD Endera musze zrobić obudowę i kabelki.